sobota, 15 lutego 2014

Rozdział II

Szłam wzdłuż ciemnej ulicy na której była lampa będąca jedynym źródłem światła.  Powoli odwróciłam głowę w prawo, potem w lewo, ale nikogo nie zobaczyłam. Ruszyłam na przód w kierunku lampy i zamarłam widząc te same, srebrne oczy z lasu. One przerażały mnie do najgłębszych zakamarków mojego ciała.  Moje nogi zdrętwiały i nie było mowy o jakiejkolwiek ucieczce.

-Kim jesteś ? Czego chcesz ? – krzyczałam pokazując swoją odwagę, choć wiedziałam, że później tego pożałuję. 

Jedyne co od niego usłyszałam to przeraźliwy jęk.  Tym razem zamiast gęsiej skórki poczułam jak moja głowa zaczyna wirować.  Wydawało mi się, że wszystko stanęło w miejscu, widziałam tylko te srebrne oczy zbliżające się do mnie coraz bliżej i bliżej, a potem to wyblakło zabierając ze sobą też światło z lampy. Stałam w ciemności czekając, aż coś mi się przydarzy, ale nic się nie działo.  Poruszyłam się. 

Nagle moje otoczenie zamieniło się na moją szkołę. Zobaczyłam idącą w moją stronę Stellę. Uśmiechnęłam się na widok swojej najlepszej przyjaciółki, ale gdy doszła do mnie szturchnęła mnie mocno, powodując mój upadek na ziemię i bez słowa minęła mnie tak jakby w ogóle nie istniała.  Gapiłam się na nią, podczas gdy inni wliczając w to Dave’a śmiali się ze mnie. Nagle wszyscy ludzie ze szkoły zaczęli jeden po drugim znikać i po raz kolejny zostałam powitana przez tą samą ciemność.
Zebrałam się w garść i ruszyłam w kierunku jedynego obiektu, którego byłam w stanie zidentyfikować w tej odległości. 
Jakieś głosy wołały mnie, przyciągając mnie do siebie i moim następnym przystankiem był mój stary dom. Dom gdzie moja mama wzięła swój ostatni oddech, dom gdzie mój tata zmarł z powodu nagłego ataku serca, to był dom, którego od siedemnastych urodzin już nigdy nie miałam. Wciąż słyszałam głosy. 
Weszłam do domu, drzwi były zaskakująco otwarte.

-Brenda, kochanie, możesz podać mi ten sok ? – poprosił moją mamę tata z tym samym uśmiechem, który miał moc roztopienia nawet najtwardszego serca.
-Proszę bardzo  -powiedziała kładąc sok na stole i dając mu szybkiego całusa w policzek. Uśmiechnęłam się obserwując tą rodzinną sytuację i to jak bardzo byli ze sobą szczęśliwi. Na widok 14letniej mnie siedzącej naprzeciwko taty moje usta uformowały się w grymas. Otoczenie zmieniło się na pokój moich rodziców. Mogłam zobaczyć moją bladą i umierającą w łóżku mamę.

-Drake, obiecaj mi, że ruszysz naprzód – trzymała dłoń ojca, podczas gdy ja płakałam po drugiej stronie łóżka, nie mogłam patrzeć na nią w takim stanie. – Drake, proszę obiecaj mi to. – wyszeptała z trudem. Mój tata kiwnął głową, a ja z oczami pełnymi łez obserwowałam jak się przytulają i szlochają. Moja mama popatrzyła na mnie uśmiechając się – Kocham Cię kochanie – powiedziała biorąc ostatni oddech. Uśmiech nigdy nie opuszczał jej twarzy. 15letnia ja krzyknęła z rozpaczy i wybiegła z pokoju, po schodach w dół, a ja podążyłam za nią.

Gdy zeszłam na parter zobaczyłam rodzinny salon udekorowany kolorowymi balonami i serpentynami. Mój ojciec z zapałem piekł w kuchni. Dzieciaki w moim wieku wchodziły i wychodziły, a dom rozsadzała głośna muzyka wydobywająca się z systemu muzycznego znajdującego się obok kanapy. Chłopcy i dziewczyny tańczyły w rytm muzyki, którą kiedyś kochałam.  Uśmiechnęłam się przypominając sobie swoją ostatnią imprezę urodzinową, którą przygotował mi tata na moje siedemnaste urodziny, pomijając fakt jaka na niego byłam zła, bo kupił mi jaskrawą, różową sukienkę, którą musiałam ubrać w tym dniu. Odwróciłam się i zobaczyłam coś czego wtedy nie widziałam. Para zielonych oczu wpatrywała się we mnie. Próbowałam się tam nie patrzeć, ale moje oczy odmówiły mi posłuszeństwa. Wzrokiem utknęłam w tych magicznych oczach, które ukrywały ciemność. Wstał i ruszył w moim kierunku. Stałam tak dopóki nie usłyszałam wrzasku z kuchni. Natychmiast się tam udałam, w tym momencie chłopak zniknął. Popłakałam się widząc wiotkie, pozbawione życia ciało swojego ojca leżące na ziemi z porozrzucanym wszędzie ciastem, które dla mnie upiekł. Gdy mój przyjaciel Dave zaczął mnie uspokajać, wszystko zaczęło powracać  do tej samej ciemności. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam były te zielone oczy z odrobiną złota.

- Aubrey – usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię w odległości. Dźwięk głosu był moją jedyną wskazówką, więc zdecydowałam się za nim pobiec. Spodziewałam się, że ten ostry, przenikliwy głos mnie poprowadzi, ale rozczarowałam się, bo tak się nie stało. Biegłam w nieregularnym kształcie, robiąc co w mojej mocy, aby pozwolić głosowi się prowadzić, ale na nic się to zdało. Skończyłam po kilku krokach od momentu gdzie zaczęłam. Ostry głos z każdą sekundą stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Chciałam krzyczeć, żeby przestał, ale nie mogłam.

- Aubrey ! Obudź się ! Jest 10 rano, a ty jeszcze śpisz. Powiedziałam, żebyś wstawała. – głos krzyczał na mnie i nagle się obudziłam. Czułam jakby moja głowa ważyła tonę.
-Co do cholery ? – jęknęłam przymykając oczy, bo promienie słońca mnie oślepiały.
-Wstawaj śpiochu. Przed nami długa droga powrotna do domu! – krzyknęła znowu. Ugh ! czasami potrafiła być taka irytująca.

Usiadłam prosto, plecy bolały mnie przez nierówne śpiwory, które musieliśmy użyć podczas naszego obozowania. Patrząc na otaczającą mnie scenerię mój mózg ogarniał, że wszystko czego właśnie byłam świadkiem było jedynie nocnym koszmarem. Wspomnienie tych wydarzeń zawsze sprawiało mi ból. Mimo upływających lat nie dojrzałam do tego, aby zaakceptować fakt, że dwoje ludzi dzięki których jestem na tym świecie, odeszło i już nigdy więcej ich nie zobaczę. Szybko jednak przekierowałam moje myśli na coś innego, na parę oczu, które widziałam tyle razy i nadal nie czułam się z tym komfortowo. Para srebrnych oczu zawsze przyprawiała mnie o drżenie, trzęsłam się jak małe dziecko, które nie pragnie niczego innego oprócz wtulenia się w swoją mamę, ale niestety ja nie miałam takiej opcji.

W tym całym chaosie spodziewałam się, że te wspaniałe głęboko zielone oczy będą mieć taki sam wpływ na mnie, ale tak się nie stało. Wzrok tego bezimiennego chłopaka był uspokajający i powodował, że pragnęłam rozpłynąć się w jego ramionach. Był jak narkotyk, to było niebezpieczne, jednak już nie byłam w stanie oprzeć się pokusie.
Próbując pozbyć się tych szalonych myśli podniosłam się powoli i zaczęłam przygotowywać się na   powrotną podróż do mojego miasta. Nie byłam pewna co robić, jedyne czego w tym momencie chciałam to wtulić się w ramiona swojej matki, aby mnie pocieszyła.

- Stella jesteś pewna, że kiedy mnie znaleźliście nikogo innego za mną nie było?- spytałam zabierając torby.
- Aubrey ile razy mam Ci mówić, że żadnej innej osoby tam nie było ? – prawie krzyczała.
-Okej – westchnęłam i ruszyłam w kierunku samochodu Dave’a.

W drodze do domu się nie odzywałam. Każda moja odpowiedź do ich pytań to było kiwnięcie albo po prostu ,,Hmmmm” . Wszystko o czym myślałam to były dwie pary oczu, które miały tak drastyczny wpływ na mnie. W pewnym momencie drogi wydawało mi się nawet, że widziałam mojego bezimiennego wybawcę. Zastanawiałam się czy to była prawda czy może tylko moja wyobraźnia ? To wszystko wydawało się takie prawdziwe. Czy ja straciłam rozum ?

-Co jest kurwa ? – krzyknął Dave, kiedy samochód nagle się zatrzymał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Coś ty zrobił Dave ? – wrzasnęła Stella i wyskoczyła z samochodu. – O mój Boże !

Zmarszczyłam nos i wysiadłam. To co chwilę potem zobaczyłam było niewiarygodne. Dave potrącił człowieka , teraz leżał na ziemi w kałuży krwi. Przyjaciel zdecydował, że musimy go tam zostawić, Stella się z nim zgodziła, ale ja nie chciałam, po prostu stałam tam w szoku.
- No chodź Aubrey, zostawmy go tu zanim ktoś nas zobaczy – wołał Dave z samochodu.
-Nie, nie, nie, coś ty narobił Dave? Nie możemy go tu tak po prostu zostawić na śmierć- wydusiłam z siebie, gdy wreszcie odzyskałam głos. Kucnęłam patrząc na potrąconego faceta. Poczułam wyrzuty sumienia. Ostrożnie odwróciłam ciało, by zobaczyć jego twarz.
-Aubrey ! Co ty robisz ? Chcesz żebyśmy skończyli w więzieniu ? – Stella krzycząc z niecierpliwością wysiadła z samochodu.
-On……..On jest tym facetem co uratował mnie zeszłej nocy…

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo Was przepraszam za wszelkie błędy. Starałam się przetłumaczyć to tak, żeby miało jakikolwiek sens po polsku :) Jestem w tym nowa, ale obiecuję, że będę starała się doskonalić swoje tłumaczenie :) 
Kilka osób z Was pisało mi na tt albo w komentarzu, że chcą być informowani o nowym rozdziale. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy :) Mam taką małą prośbę, abyście napisali swoje tt w zakładce ,,Informowani" bo wtedy łatwiej mi to będzie wszystko ogarnąć xd
Wybaczcie również niezbyt zadowalający wygląd bloga, ale ciągle nad nim pracuję. Jeśli macie jakieś sugestie to dajcie znać, chętnie się z nimi zapoznam :) 

5 komentarzy:

  1. Zapowiada się coraz ciekawiej. Kurde mam nadzieje, że Harry nie umarł xd Nie mogę się doczekać aż Aubrey pozna jego imię i wgl :D Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg, tak baardzoo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, że bshjfbfd *.*
    Hazza na pewno nie umarł, to nie jest możliwe, niee, nie na samym początku.
    Tłumaczysz według mnie dobrze ;)x
    @kostka22

    OdpowiedzUsuń
  3. No no niezle,początek a już Harrego zabijają xD
    Nie moge sie doczekac kolejnych rozdziałow,zaraz zabieram sie za trojeczke xd
    Syl xx

    P.S. moglabys wylączyc ten śmieszny kod?wkurza mnie xD dzięki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ups korekta nie ma trojeczki i smutam :c Nie wiem czemu,ale bylam przekonana,ze jest rozdzial trzeci hmm xd musze isc spac xd

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogę się doczekać następnego! :)

    OdpowiedzUsuń