sobota, 22 lutego 2014

Rozdział III

-On…..on jest tym facetem co mnie uratował zeszłej nocy – płakałam patrząc na chłopaka. On był tym, który uratował mnie przed tą niebezpieczną, nadnaturalną postacią. Był kimś kto dawał mi komfort i spokój, którego nie czułam od ponad roku. 

Poczułam jak ból rozdzierał moje serce, gdy spojrzałam na jego niewinną, pokrytą krwią twarz.

- Stella, musimy zawieźć go do szpitala – stwierdziłam trzęsącym się głosem.
-Nie, nie, nie ! Zrozum, zeszłej nocy nie było nikogo, kto cię uratował, tam nawet nie było nikogo kto Ci zagrażał! A teraz wstawaj albo cała nasza trójka skończy za kratkami – powiedziała ciągnąc mnie w górę za ramię, a następnie wlokąc do samochodu. Próbowałam wyrwać się z jej uścisku, ale była ode mnie silniejsza.
- Ruszaj Dave, zanim pojawią się tu gliniarze  – spanikowała Stella.

Niecałą  godzinę później dotarliśmy do Canterbury, ale sercem nadal byłam przy tamtym chłopaku. Czy ktoś go uratował ? Czy umarł?  Przez cała drogę te myśli zawracały mi głowę. Kiedy Dave zatrzymał samochód przez domem moich zastępczych rodziców, bez jakiegokolwiek pożegnania chwyciłam za torby i poszłam do domu. To nie byli Dave i Stella jakich znałam, tamci w całym swoim życiu nie zranili nikogo, a Ci zostawili tak bardzo rannego człowieka. Dlaczego to zrobili ?

-Jak było na wycieczce Aubrey ?- zapytał mnie mój zastępczy ojciec będący jednocześnie moim wujkiem. W odpowiedzi tylko lekko kiwnęłam głową i posłałam mu fałszywy  uśmiech.
- O hej Aubrey, wróciłaś ! Jak było ? Poznałaś jakich gorących kolesi ? -  spytała moja kuzynka Florence, znacząco unosząc brew.
-Flor ona była w lesie, a nie na imprezie – ciocia Cynthia, która teraz również pełniła funkcję mojej matki zastępczej skarciła piętnastolatkę.

Tylko potrzęsłam głową i usprawiedliwiając się zmęczeniem poszłam do swojego pokoju. Na szczęście już nie musiałam dzielić go z Flor. Byłam im za to bardzo wdzięczna, bo kiedy zamknęłam za sobą drzwi rzuciłam się na łóżko i chowając twarz w poduszce pozwoliłam krzykowi wydobyć się z moich ust. To był mój sposób na pozbycie się tego napięcia, które rozsadzało mnie od wewnątrz. Po wielu łzach usiadłam na łóżku i zaczęłam znowu myśleć o tym chłopaku i o tym wszystkim co się stało w trzecim dniu obozowania.  Nie chciałam tego rozdrapywać, po prostu musiałam wiedzieć czy wszystko z nim okej. On mnie uratował, a ja nie mogłam nic zrobić, żeby mu się odwdzięczyć.

-Jesteś bezpieczny? – zapytałam właściwie sama nie wiem kogo. Byłam taka głupia. Oczekiwałam odpowiedzi ,,tak” a jedyne co słyszałam to kłótnie Florence i Cynthii. 
Uciekając od tego bałaganu podeszłam do biurka i zabrałam swój pamiętnik z sekretami. Ukryty był w miejscu za meblem, które odkryłam kilka miesięcy temu, gdy moja kuzynka przeprowadziła się do innego pokoju. Tamten dzień był dla mnie naprawdę szczęśliwy,  po pierwsze dostałam 6, a po drugie dziewczyna, która robiła z mojego życia piekło zostawiła mnie w spokoju raz na zawsze. Spędziłam tamten dzień głównie na oglądaniu wyprowadzki kuzynki i przenoszeniu wszystkich jej rzeczy do pokoju na górze.  Mimo, że jej sypialnia była lepsza od mojej, cieszyłam się że teraz będę mogła mieć trochę czasu tylko dla siebie.
Kiedy Flo zabrała swoje biurko do jej pokoju, gapiłam się na wolną przestrzeń tak długo, że zaczęłam wyczuwać w tym coś dziwnego. Aby pozbyć się szalonych myśli podeszłam do ściany i  zaczęłam dokładnie się jej przyglądać. Wtedy zdałam sobie sprawę że część tej ściany była wewnątrz pusta, a w środku była wyryta dziura. To było jak sekretny, tunel ale wszystko było szczelnie zamknięte. Usiłowałam to otworzyć za pomocą łyżki. Tak, łyżki, ponieważ schowek został przykryty starym drewnem. Od tamtego momentu to było miejsce, gdzie chowałam wartościowe dla mnie przedmioty, których nie chciałam, aby ktokolwiek zobaczył, nawet Stella.
,,Mam nadzieję, że wszystko jest z nim w porządku"  nabazgrałam na przypadkowej kartce swojego pamiętnika. Chwilę potem poczułam powiew wiatru i usłyszałam jak ktoś szepcze mi do ucha ,,Mam się dobrze”. Po moim ciele przeszedł dreszcz,gdy zdałam sobie sprawę kogo to był głos. Krzyknęłam i zaczęłam rozglądać się na około, ale nikogo nie zobaczyłam. Czy ja oszalałam, że słyszę jego głos, choć go tu nie ma ?  Podmuch wiatru znowu odpowiedział na moje pytanie mówiąc ,,nie” . To się robiło coraz dziwniejsze. Pędem wybiegłam z swojej sypialni i zapytałam Keitha o coś czego nie planowałam powiedzieć. 
- Mogę wziąć Twój samochód na dwie godziny ? Wydaje mi się, że zostawiłam torbę w lesie – powiedziałam szybciej niż chciałam.
-Uh.......– Keith przekierował wzrok ze mnie na Cynthię, która była tak samo zaskoczona jak ja. Nigdy o nic ich nie prosiłam, ba ja nawet w ogóle się do nich nie odzywałam. To był pierwszy raz, kiedy wymówiłam do nich jakieś zdanie. Cynthia podniosła brew, ale nieoczekiwanie jej zdziwiony wyraz twarzy zastąpił fałszywy uśmiech.
- Tak, oczywiście, że możesz – jej słowa wydawały się być wymuszone.
Uśmiechnęłam się biorąc ze stołu kluczyki. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam jak Keith powiedział : ,,Co to do diabła było ? ‘’ Westchnęłam. Nie zamierzałam się tym przejmować, wiedziałam, że opiekują się mną tylko ze względu na  pieniądze mojej rodziny.
Odpaliłam samochód i pojechałam z powrotem do miejsca, gdzie Dave potrącił tego chłopaka. Potrzebowałam zobaczyć, że jest bezpieczny i chciałam wiedzieć dlaczego słyszałam jego głos. Pragnęłam również, żeby potwierdził, że to co się stało tej nocy było prawdziwe i że nie traciłam rozumu jak Stella uważała.
-Cześć ! Słyszałam, że kilka godzin temu miał miejsce tu wypadek. Jestem tu, aby opisać to zdarzenie. Mogę wiedzieć gdzie go zabrano ? – zapytałam fałszywym dziennikarskim głosem. Po 20 minutach szukania jego ciała czy chociażby kropli krwi nic nie znalazłam, więc postanowiłam popytać u właściciela stacji benzynowej, która znajdowała się w pobliżu miejsca wypadku.
- O jakim wypadku ty mówisz ? Nic się tutaj nie stało – powiedział facet o imieniu Gus.
-Jesteś pewien, bo z tego co słyszałam z ofiarą było naprawdę źle?-  zapytałam ponownie stukając nogą o podłogę. Jak on mógł twierdzić , że nic się nie zdarzyło ? Na miłość boską, przecież potrąciliśmy go naszym samochodem.
-Tak, jestem pewien, a teraz jeśli wybaczysz mam do wykonania robotę – powiedział Gus odwracając się do mnie plecami.
- Tak pewnie – westchnęłam wychodząc. Wróciłam do samochodu i opierając się o niego myślałam o tym wszystkim co się stało. Byłam pewna, że nic sobie nie wymyśliłam, bo nawet Stella i Dave byli świadkami tego wypadku. Nagle przypomniałam sobie, że położyłam jego głowę na swoich udach. Spojrzałam w dół na swoje ubrania., ale nic na nich nie było. W zwolnionym tempie szukałam choćby kropli krwi, która dawałaby mi odrobinę nadziei , niestety nie było po tym najmniejszego śladu.

Zdziwiona zmarszczyłam brwi, gdy usłyszałam głęboki oddech, ale obok mnie nikogo nie było . Wstrzymałam oddech i opuściłam szczękę. Co do diabła się ze mną dzieje ? Po rozglądnięciu się wokół siebie zobaczyłam przyglądającą mi się sylwetkę, schowaną  za drzewami. W momencie, gdy nasze oczy się spotkały zaczęła uciekać do lasu. Dobry  i zły głos w mojej głowie zaczął się sprzeczać czy powinnam za nim pobiec czy nie. Ostatecznie dobry głos się poddał i zanim się spostrzegłam ruszyłam w kierunku lasu. Po paru minutach opadając z sił oparłam się o drzewo. Czując czyjąś dłoń na swoim policzku natychmiast odzyskałam oddech.  Wciąż było dużo czasu do ściemnienia się. Nie bałam, ale serce podskoczyło mi do gardła, gdy ktoś chwycił mnie za dłoń. Blednąc spojrzałam na nasze złączone ręce, aby upewnić się , że to rzeczywistość, a nie wytwór mojej wyobraźni. Następnie popatrzyłam na właściciela tych dużych dłoni.
- Hej ! - wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja zemdlałam.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejka, a więc po tygodniu czasu mamy tutaj kolejny rozdział. Planowałam dodać go wcześniej, ale niestety przez szkołę nie miałam czasu. Jeśli mam być szczera to ten dział był dla mnie jak do tej pory najtrudniejszy do przetłumaczenia i musiałam zrobić to jakoś tak aby miało sens xd Mam nadzieje, że jako tako mi się udało, a jak nie to proszę Was o wybaczenie :D Co do następnego rozdziału to postaram się dodać jutro, ale nie jestem pewna czy dam radę :) Mogę Wam zdradzić, że z tego co wiem to teraz akcja nabierze rozpędu i będzie coraz ciekawiej :) 
Serdecznie Wam dziękuję za komentarze, dają mi one naprawdę wielką radość i jeśli możecie to po przeczytaniu napiszcie co sądzicie , a jeśli macie jakieś uwagi czy coś w tym stylu to również chętnie się z nimi zapoznam :) Pozdrawiam Was i do następnego rozdziału ♥




sobota, 15 lutego 2014

Rozdział II

Szłam wzdłuż ciemnej ulicy na której była lampa będąca jedynym źródłem światła.  Powoli odwróciłam głowę w prawo, potem w lewo, ale nikogo nie zobaczyłam. Ruszyłam na przód w kierunku lampy i zamarłam widząc te same, srebrne oczy z lasu. One przerażały mnie do najgłębszych zakamarków mojego ciała.  Moje nogi zdrętwiały i nie było mowy o jakiejkolwiek ucieczce.

-Kim jesteś ? Czego chcesz ? – krzyczałam pokazując swoją odwagę, choć wiedziałam, że później tego pożałuję. 

Jedyne co od niego usłyszałam to przeraźliwy jęk.  Tym razem zamiast gęsiej skórki poczułam jak moja głowa zaczyna wirować.  Wydawało mi się, że wszystko stanęło w miejscu, widziałam tylko te srebrne oczy zbliżające się do mnie coraz bliżej i bliżej, a potem to wyblakło zabierając ze sobą też światło z lampy. Stałam w ciemności czekając, aż coś mi się przydarzy, ale nic się nie działo.  Poruszyłam się. 

Nagle moje otoczenie zamieniło się na moją szkołę. Zobaczyłam idącą w moją stronę Stellę. Uśmiechnęłam się na widok swojej najlepszej przyjaciółki, ale gdy doszła do mnie szturchnęła mnie mocno, powodując mój upadek na ziemię i bez słowa minęła mnie tak jakby w ogóle nie istniała.  Gapiłam się na nią, podczas gdy inni wliczając w to Dave’a śmiali się ze mnie. Nagle wszyscy ludzie ze szkoły zaczęli jeden po drugim znikać i po raz kolejny zostałam powitana przez tą samą ciemność.
Zebrałam się w garść i ruszyłam w kierunku jedynego obiektu, którego byłam w stanie zidentyfikować w tej odległości. 
Jakieś głosy wołały mnie, przyciągając mnie do siebie i moim następnym przystankiem był mój stary dom. Dom gdzie moja mama wzięła swój ostatni oddech, dom gdzie mój tata zmarł z powodu nagłego ataku serca, to był dom, którego od siedemnastych urodzin już nigdy nie miałam. Wciąż słyszałam głosy. 
Weszłam do domu, drzwi były zaskakująco otwarte.

-Brenda, kochanie, możesz podać mi ten sok ? – poprosił moją mamę tata z tym samym uśmiechem, który miał moc roztopienia nawet najtwardszego serca.
-Proszę bardzo  -powiedziała kładąc sok na stole i dając mu szybkiego całusa w policzek. Uśmiechnęłam się obserwując tą rodzinną sytuację i to jak bardzo byli ze sobą szczęśliwi. Na widok 14letniej mnie siedzącej naprzeciwko taty moje usta uformowały się w grymas. Otoczenie zmieniło się na pokój moich rodziców. Mogłam zobaczyć moją bladą i umierającą w łóżku mamę.

-Drake, obiecaj mi, że ruszysz naprzód – trzymała dłoń ojca, podczas gdy ja płakałam po drugiej stronie łóżka, nie mogłam patrzeć na nią w takim stanie. – Drake, proszę obiecaj mi to. – wyszeptała z trudem. Mój tata kiwnął głową, a ja z oczami pełnymi łez obserwowałam jak się przytulają i szlochają. Moja mama popatrzyła na mnie uśmiechając się – Kocham Cię kochanie – powiedziała biorąc ostatni oddech. Uśmiech nigdy nie opuszczał jej twarzy. 15letnia ja krzyknęła z rozpaczy i wybiegła z pokoju, po schodach w dół, a ja podążyłam za nią.

Gdy zeszłam na parter zobaczyłam rodzinny salon udekorowany kolorowymi balonami i serpentynami. Mój ojciec z zapałem piekł w kuchni. Dzieciaki w moim wieku wchodziły i wychodziły, a dom rozsadzała głośna muzyka wydobywająca się z systemu muzycznego znajdującego się obok kanapy. Chłopcy i dziewczyny tańczyły w rytm muzyki, którą kiedyś kochałam.  Uśmiechnęłam się przypominając sobie swoją ostatnią imprezę urodzinową, którą przygotował mi tata na moje siedemnaste urodziny, pomijając fakt jaka na niego byłam zła, bo kupił mi jaskrawą, różową sukienkę, którą musiałam ubrać w tym dniu. Odwróciłam się i zobaczyłam coś czego wtedy nie widziałam. Para zielonych oczu wpatrywała się we mnie. Próbowałam się tam nie patrzeć, ale moje oczy odmówiły mi posłuszeństwa. Wzrokiem utknęłam w tych magicznych oczach, które ukrywały ciemność. Wstał i ruszył w moim kierunku. Stałam tak dopóki nie usłyszałam wrzasku z kuchni. Natychmiast się tam udałam, w tym momencie chłopak zniknął. Popłakałam się widząc wiotkie, pozbawione życia ciało swojego ojca leżące na ziemi z porozrzucanym wszędzie ciastem, które dla mnie upiekł. Gdy mój przyjaciel Dave zaczął mnie uspokajać, wszystko zaczęło powracać  do tej samej ciemności. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam były te zielone oczy z odrobiną złota.

- Aubrey – usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię w odległości. Dźwięk głosu był moją jedyną wskazówką, więc zdecydowałam się za nim pobiec. Spodziewałam się, że ten ostry, przenikliwy głos mnie poprowadzi, ale rozczarowałam się, bo tak się nie stało. Biegłam w nieregularnym kształcie, robiąc co w mojej mocy, aby pozwolić głosowi się prowadzić, ale na nic się to zdało. Skończyłam po kilku krokach od momentu gdzie zaczęłam. Ostry głos z każdą sekundą stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Chciałam krzyczeć, żeby przestał, ale nie mogłam.

- Aubrey ! Obudź się ! Jest 10 rano, a ty jeszcze śpisz. Powiedziałam, żebyś wstawała. – głos krzyczał na mnie i nagle się obudziłam. Czułam jakby moja głowa ważyła tonę.
-Co do cholery ? – jęknęłam przymykając oczy, bo promienie słońca mnie oślepiały.
-Wstawaj śpiochu. Przed nami długa droga powrotna do domu! – krzyknęła znowu. Ugh ! czasami potrafiła być taka irytująca.

Usiadłam prosto, plecy bolały mnie przez nierówne śpiwory, które musieliśmy użyć podczas naszego obozowania. Patrząc na otaczającą mnie scenerię mój mózg ogarniał, że wszystko czego właśnie byłam świadkiem było jedynie nocnym koszmarem. Wspomnienie tych wydarzeń zawsze sprawiało mi ból. Mimo upływających lat nie dojrzałam do tego, aby zaakceptować fakt, że dwoje ludzi dzięki których jestem na tym świecie, odeszło i już nigdy więcej ich nie zobaczę. Szybko jednak przekierowałam moje myśli na coś innego, na parę oczu, które widziałam tyle razy i nadal nie czułam się z tym komfortowo. Para srebrnych oczu zawsze przyprawiała mnie o drżenie, trzęsłam się jak małe dziecko, które nie pragnie niczego innego oprócz wtulenia się w swoją mamę, ale niestety ja nie miałam takiej opcji.

W tym całym chaosie spodziewałam się, że te wspaniałe głęboko zielone oczy będą mieć taki sam wpływ na mnie, ale tak się nie stało. Wzrok tego bezimiennego chłopaka był uspokajający i powodował, że pragnęłam rozpłynąć się w jego ramionach. Był jak narkotyk, to było niebezpieczne, jednak już nie byłam w stanie oprzeć się pokusie.
Próbując pozbyć się tych szalonych myśli podniosłam się powoli i zaczęłam przygotowywać się na   powrotną podróż do mojego miasta. Nie byłam pewna co robić, jedyne czego w tym momencie chciałam to wtulić się w ramiona swojej matki, aby mnie pocieszyła.

- Stella jesteś pewna, że kiedy mnie znaleźliście nikogo innego za mną nie było?- spytałam zabierając torby.
- Aubrey ile razy mam Ci mówić, że żadnej innej osoby tam nie było ? – prawie krzyczała.
-Okej – westchnęłam i ruszyłam w kierunku samochodu Dave’a.

W drodze do domu się nie odzywałam. Każda moja odpowiedź do ich pytań to było kiwnięcie albo po prostu ,,Hmmmm” . Wszystko o czym myślałam to były dwie pary oczu, które miały tak drastyczny wpływ na mnie. W pewnym momencie drogi wydawało mi się nawet, że widziałam mojego bezimiennego wybawcę. Zastanawiałam się czy to była prawda czy może tylko moja wyobraźnia ? To wszystko wydawało się takie prawdziwe. Czy ja straciłam rozum ?

-Co jest kurwa ? – krzyknął Dave, kiedy samochód nagle się zatrzymał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Coś ty zrobił Dave ? – wrzasnęła Stella i wyskoczyła z samochodu. – O mój Boże !

Zmarszczyłam nos i wysiadłam. To co chwilę potem zobaczyłam było niewiarygodne. Dave potrącił człowieka , teraz leżał na ziemi w kałuży krwi. Przyjaciel zdecydował, że musimy go tam zostawić, Stella się z nim zgodziła, ale ja nie chciałam, po prostu stałam tam w szoku.
- No chodź Aubrey, zostawmy go tu zanim ktoś nas zobaczy – wołał Dave z samochodu.
-Nie, nie, nie, coś ty narobił Dave? Nie możemy go tu tak po prostu zostawić na śmierć- wydusiłam z siebie, gdy wreszcie odzyskałam głos. Kucnęłam patrząc na potrąconego faceta. Poczułam wyrzuty sumienia. Ostrożnie odwróciłam ciało, by zobaczyć jego twarz.
-Aubrey ! Co ty robisz ? Chcesz żebyśmy skończyli w więzieniu ? – Stella krzycząc z niecierpliwością wysiadła z samochodu.
-On……..On jest tym facetem co uratował mnie zeszłej nocy…

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo Was przepraszam za wszelkie błędy. Starałam się przetłumaczyć to tak, żeby miało jakikolwiek sens po polsku :) Jestem w tym nowa, ale obiecuję, że będę starała się doskonalić swoje tłumaczenie :) 
Kilka osób z Was pisało mi na tt albo w komentarzu, że chcą być informowani o nowym rozdziale. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to cieszy :) Mam taką małą prośbę, abyście napisali swoje tt w zakładce ,,Informowani" bo wtedy łatwiej mi to będzie wszystko ogarnąć xd
Wybaczcie również niezbyt zadowalający wygląd bloga, ale ciągle nad nim pracuję. Jeśli macie jakieś sugestie to dajcie znać, chętnie się z nimi zapoznam :) 

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział I

- Stella!!! – krzyknęłam ponownie w nadziei, że znajdę swoich przyjaciół. Była już północ, a ja zgubiłam się na środku pustkowia, cóż nie dosłownie. Wiedziałam, że to był las, gdzie razem z moimi przyjaciółmi obozowałam tego dnia, ale nie w tym rzecz. – Dave! Stella! Gdzie jesteście? - błądząc w gęstym lesie, szukałam drogi do wyjścia. – Jeśli to jest jakiś głupi żart to przysięgam, że Was zabiję.–prychnęłam. Zaraz potem zamarłam. W pobliskich krzakach usłyszałam szelest.
Odwróciłam się lekko, żeby zobaczyć czy to był Dave albo Stella, ale jedyne co słyszałam to wyjący wilk. Każdy pojedynczy włos na mojej skórze stanął, po ciele przeszedł mnie zimny dreszcz. Nigdy nie bałam się ciemności, ale dzisiaj przestraszyłam się na śmierć i nie czułam dobrego klimatu wokół mnie.
W krzakach znowu się coś poruszyło i zobaczyłam parę oczu intensywnie się we mnie wpatrujących. W moim gardle pojawił się guz i zaczęłam ciężko oddychać.
-Co to może być ? – pomyślałam robiąc mały krok w tył, by przygotować się na ewentualną ucieczkę.
Oczy stawały się coraz większe dowodząc że ich właściciel był gotowy do pokazania się i udowadniając, że ruch w takiej sytuacji był wielkim błędem, który właśnie popełniłam. Pierwszy raz w życiu zaczęłam wyszeptywać modlitwę wciąż stojąc w miejscu. – Proszę nie skrzywdź mnie, proszę nie skrzywdź mnie … - w moich oczach zaczęły się pojawiać łzy, mimo to nie poruszyłam się ani o milimetr. W mojej głowie zaczęły się pojawiać tysiące myśli - Co jeśli to był lew albo wilk albo niedźwiedź ? Co jeśli znowu się poruszę i to coś rzuci się na mnie i rozszarpie na miliony kawałeczków ? Nie skończyłam szkoły, nie mam własnego domu, nawet nie mam chłopaka, nie mówiąc już o moim pierwszym pocałunku. Nie chcę umierać tak szybko. Powinnam mieć przynajmniej możliwość, żeby pożegnać się z moimi zastępczymi rodzicami i przyjaciółmi.
Przełknęłam ślinę, gdy oczy zaczęły się zbliżać i wychodzić zza krzaków. Sekundę później ujrzałam wysokiego mężczyznę. W tym momencie trzy myśli siedziały w mojej głowie pierwsza ,, to był człowiek a nie zwierzę” druga ,,miał w sobie coś nie z tego świata” trzecia ,, jego przerażające srebrne oczy patrzyły na coś za moimi plecami” Byłam w szoku, kiedy jego oczy powróciły do normalnego koloru. Z powrotem wskoczył w krzaki wyraźnie bojąc się czegoś co jest silniejsze od niego i najprawdopodobniej co stało teraz za mną.
- Nie martw się, jesteś ze mną bezpieczna - wyszeptał mi obcy głos do ucha. Jego oddech spowodował gęsią skórkę na moim karku. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka z kręconymi włosami. Nawet w ciemności mogłam powiedzieć, że był naprawdę piękny. Mogłam usłyszeć bicie swojego serca, w ustach poczułam suchość. Onieśmielona nim nie mogłam się ruszyć . Na jego różowych ustach w kształcie pulchnego serca pojawił się uśmieszek. Spojrzałam w górę i moje oczy spotkały się z jego.
- Dzięki Bogu ten facet jest człowiekiem- pomyślałam z ulgą. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Dziękuję- powiedziałam wciąż zdziwiona dlaczego tamta postać była przerażona widokiem tego chłopaka.
- Przestraszyłem to pistoletem – powiedział jakby czytał mi w myślach. Moje źrenice się powiększyły, a szczeka opadła.
- S-skąd wiedziałeś o czym myślę ? – jąkałam nadal nie rozumiejąc tego co się właśnie działo.
-Zakłopotanie było wypisane na Twojej twarzy- powiedział mimochodem robiąc krok naprzód. – Poza tym znam Cię lepiej niż ty sama siebie kiedykolwiek będziesz znała. – wyszeptał zachrypniętym głosem głaszcząc mój policzek swoim palcem, co sprawiło, że po całym moim ciele przeszedł dreszcz, a on zachichotał.
-AUBREY ! Aubrey gdzie jesteś ? –David i Stella nawzajem się przekrzykiwali.
Odwróciłam się nie biorąc słów bezimiennego chłopaka na poważnie i odkrzyknęłam do przyjaciół
– Tutaj jestem ! Słyszycie mnie ?!
Już zamierzałam się odwrócić się z powrotem do swojego wybawcy, kiedy jego usta przyległy do mojego policzka. Intrygujące iskry przebiegły moje ciało, sprawiając że z trudem złapałam powietrze. On zaśmiał się wyraźnie rozbawiony reakcją, którą wywołał i wyszeptał moje imię, jego usta wciąż były umiejscowione poniżej mojego ucha.
-Oh tutaj jesteś Aubrey. Tak się martwiliśmy –wysapał Dave wyrywając mnie z osłupienia. –Tutaj jest Stel. Znalazłem ją –krzyknął i chwilę potem Stella pojawiła się za jego wielkimi ramionami.
-Cholernie nas przestraszyłaś – powiedziała i przytuliła mnie. Zawsze była dla mnie jak siostra więc nie byłam zaskoczona jej reakcją.
-Ale mnie znaleźliście- uśmiechnęłam się.- Przeżyłam najstraszniejsze chwile w swoim życiu, ale ten chłopak tutaj mnie uratował – powiedziałam odwracając się, ale oprócz drzew nie zobaczyłam nikogo innego. Z niedowierzeniem odwróciłam się twarzą do Stelli i Dave’a którzy przypatrywali mi się z dezorientowaniem.
Co do diabła się właśnie stało ?

piątek, 7 lutego 2014

Wprowadzenie

,,Pokochałam go nie za sposób w jaki tańczył z moimi aniołami, ale za to jak dźwięk jego imienia mógł uciszyć moje demony” - Christopher Poindexter.


Aubrey Miller była szczęśliwą, zwyczajną nastolatką, aż do nagłej śmierci jej rodziców, Brendy i Drake’a Millerów, która była dla niej szokiem. Osierocona i głęboko zraniona Aubrey wraz z ciotką i wujkiem, którzy teraz pełnią funkcję rodziny zastępczej, przeprowadza się do małego miasteczka Canterbury, które jej rodzice opuścili lata temu. W nowej szkole zaprzyjaźnia się z Stellą i Dave’m. Jest w pełni usatysfakcjonowana ze swojego życia, aż do pewnej nocy, gdy spotyka chłopaka z kręconymi włosami i zielonymi oczami, które pod wpływem złości czy pobudzenia zmieniają się w złote. Harry Styles przysięga, że będzie ją chronił, zanim jednak dziewczynę zaczną odwiedzać niezapowiedziani goście nie ma ona pojęcia dlaczego i przed czym chłopak zamierza ją chronić.


Wszystko odwraca się do góry nogami, gdy sam Książe Piekła osobiście ją odwiedza. Wtedy Marcus, upadły anioł zdaje sobie sprawę że żyje w takim śmiertelniku jak Aubrey. Na dodatek dziewczyna odkrywa wiadomość od swojego taty w starej skórzanej książce, ukrytej w dziecięcym pokoiku jej ojca. Wtedy poznaje swoje prawdziwe i ryzykowne przeznaczenie oraz rzeczy o swojej niebezpiecznej przeszłości. To czego Aubrey i inni jeszcze nie wiedzą jest to, że ciemne moce są w grze, możliwości, które mogą być bezpośrednio powiązane z piekłem, które ciągnie ją w ciemność. Możliwe też, że śmierć rodziców Aubrey wcale nie była naturalna.


------------------------------------------------------------------------------------------------


Od tłumaczki : I jak zaciekawiło Was? :D Napiszcie w komentarzu co sądzicie, to naprawdę wiele dla mnie znaczy :)

Rozpoczęcie :D

Hejka :) Tego bloga założyłam w celu tłumaczenia paranormalnego fan fiction zatytułowanego ,,Scars and Songs". Znalazłam je na wattpad i od razu przypadło mi do gustu. Napisałam do autorki i dostałam zgodę na tłumaczenie. Mam nadzieję, ze Wam również się spodoba. Wybaczcie mi wszelkie błędy, ale dopiero ogarniam pisanie bloga, tłumaczenie z języka angielskiego na polski i w ogóle blogspot :) Obiecuję, że z każdym nowym postem będę się poprawiać. Postaram się dodawać nowe rozdziały jak tylko znajdę chwilkę wolnego. Aby nie przedłużać serdecznie zapraszam Was do czytania. W razie jakichkolwiek pytań czy czegoś w tym stylu możecie się ze mną skontaktować na twitterze ( mój nick to @HoranFever4ever ):)Poniżej przedstawiam Wam okładki ,,Scars and Songs" :
a to druga wersja:
Główni bohaterowie:

Harry Styles jako on sam,

 Ty jako Aubrey Miller